Moje rzęsy od zawsze były krótkie i proste przez co, by w ogóle było je choć trochę widać, przed każdym ich pomalowaniem męczyłam je zalotką. Dawało to i tak marne efekty, bo rzęsy szybko wracały do stanu początkowego. Zazdrościłam wszystkim dziewczynom, które mogą się pochwalić wachlarzem długich, gęstych rzęsy, a sama postanowiłam zrobić wszystko by moje choć trochę urosły.
Na pierwszy ogień poszło coś bardzo łatwo dostępnego i mało inwazyjnego, bowiem był to olejek rycynowy. Stosowałam go systematycznie przez około 2-3 miesiące nakładając go na noc szczoteczką po starym tuszu. Niestety efekt nie był tak spektakularny jak tego oczekiwałam a sama aplikacja i budzenie się z tłustymi, zaklejonymi oczami nie należy do moich najprzyjemniejszych wspomnień..
Przeglądając różne blogi i opinie na forach postanowiłam wypróbować kultową już odżywkę do rzęs Long4Lashes. Zamówiłam ją przez internet gdyż cena była znacznie niższa (około 50 zł z wysyłką), a moje nastawienie raczej sceptyczne. Przygoda z nią trwała znacznie dłużej, bo ponad pół roku i tutaj efekty zaskoczyły nawet mnie samą. Rzęsy zaczęły rosnąć po około 3 miesiącach codziennego nakładania jej na linię rzęs a po 5 miesiącach sięgały mi już niemal do brwi! Byłam zachwycona i po pół roku utrwalałam jedynie efekt nakładając ją raz, góra dwa razy w tygodniu. Czar prysł kiedy odżywka się skończyła i okazało się, że efekt jest bardzo nietrwały - rzęsy zaczęły mi wypadać w zastraszającym tempie. W niektórych miejscach pojawiły się prześwity, a ja sama zauważyłam coś co na dobre odstraszyło mnie od jej dalszego stosowania - pogorszył mi się wzrok i teraz do jazdy samochodem czy oglądania telewizji muszę nosić okulary. Nie mówię, że na pewno jest to wina tylko i wyłącznie tej odżywki, ale w internecie jest mnóstwo informacji na ten temat i podobnych przypadków. Co najlepsze - podczas stosowania nie pojawiły się u mnie żadne inne efekty uboczne jak przekrwienie spojówek czy świąd a ja sama używałam jej przez cały czas w małej ilości aby nic nie dostało się do oka. Jak widać każdy produkt, nawet stosowany zgodnie z instrukcją, może nam zaszkodzić, a przecież oczy mamy tylko jedne więc tej odżywce mówię stanowcze ,,nie''.
Efekt po stosowaniu Long4Lashes:
Przez kolejne miesiące starałam się przywrócić moje rzęsy do dawnej formy a na większe wyjścia
przyklejałam sztuczne od Ardell, które dawały bardzo naturalny efekt i z którego byłam w pełni zadowolona jednak przyklejanie ich to był dla mnie nie lada wyczyn i często martwiłam się tym, że podczas imprezy się odkleją. Nie chciałam już jednak próbować kolejnych świetnych odżywek czy olejków, więc powoli godziłam się ze stanem rzeczy. Jednak w wakacje przyjechała do mnie koleżanka, która już swoje naturalne rzęsy ma dosyć długie, ale gdy tylko ją zobaczyłam zauważyłam, że są jeszcze dłuższe i gęstsze. Okazało się, że zdecydowała się na przedłużanie rzęs metodą 1:1. Nigdy wcześniej nie interesowałam się trwałymi metodami przedłużania i myślałam, że pewnie bardzo niszczą one nasze rzęsy, a sam zabieg jest strasznie drogi. Zaczęłam buszować w internecie i wzięłam namiary od koleżanki na stylistkę u której była. Następnego dnia postanowiłam się zapisać, bo w końcu pojawiła się szansa bym i ja mogła trzepotać wachlarzem rzęs!
Jak wyglądał zabieg przedłużania?
Zdecydowałam się na przedłużanie u stylistki Pauliny Biedal i na metodę 1:1 a nie 2:1 czy objętościową ze względu na to, że najmniej obciąża ona nasze naturalne rzęsy. Uznałam także, że najcieńsze rzęski będą dla mnie najlepsze - nie chciałam uzyskać teatralnego efektu i przerysowania przy moich małych oczach. Cały zabieg trwał 2,5 godziny ze względu na to, że okazało się, że mimo, że moje rzęsy są cienkie i krótkie to jest ich naprawdę baaardzo dużo :) Do każdej pojedynczej rzęsy była doklejana jedna jedwabna. Czas zleciał mi szybko na pogaduszkach, bo Paulina to bardzo miła i kontaktowa osoba. Jest bardzo staranna i widać, że kocha to co robi. Nie miałam najmniejszych obaw oddając się w jej ręce po przeglądzie jej galerii, bo widać, że to profesjonalistka. Gdy po zabiegu dostałam do rąk lusterko nie mogłam uwierzyć, że efekt jest tak naturalny, a rzęski same w sobie niewyczuwalne i cudownie miękkie. Zostałam także poinstruowana co mogę robić a czego nie i jak najlepiej dbać o rzęski by efekt utrzymywał się jak najdłużej.
A tak prezentowały się rzęsy przed i po zabiegu:
Przed:
Po:
O czym należy pamiętać i jak o nie dbać?
- Do 48 godzin staraj się nie dotykać i nie moczyć rzęs - klej użyty do przedłużania rzęs musi mieć czas aby się związać, a woda może mu w tym przeszkodzić,
- Unikaj kontaktu z wysoką temperaturą - bezpośrednio po zabiegu zrezygnuj z wylegiwania się na plaży, a także z wizyty w saunie czy w solarium,
- Nie używaj tłustych kosmetyków w okolicy oczu - jeśli chodzi o demakijaż to odpadają wszelkie mleczka, emulsje i płyny dwufazowe. Każdy kosmetyk zawierający w sobie olej może przyczynić się do rozpuszczenia kleju. Ja sama stosuję płyn micelarny , a demakijaż robię bardzo ostrożnie przykładając złożony na pół wacik na powiekę na około 10 sekund zaś pozostałości po kreskach zmywam patyczkiem higienicznym.
- Nie trzyj oczu i nie czesz rzęs zbyt często - po zabiegu otrzymujemy specjalną szczoteczkę spiralkę, którą należy przeczesywać rzęsy aby się nie posklejały i jak najdłużej utrzymały swój kształt. Rób to jednak nie częściej niż raz dziennie lub gdy po przebudzeniu zauważysz, że rzęsy są wywinięte. Nie majstruj przy oczach - tutaj sprawdza się zasada - im mniej, tym lepiej.
Zalety i wady przedłużania rzęs
Ogromną zaletą sztucznych rzęs jest przede wszystkim wygoda - mój makijaż zajmuje mi teraz o wiele mniej czasu a i przyznam się, że gdy nie ma takiej konieczności to w ogóle się nie maluje, bo rzęsy same w sobie ,,robią robotę''. Na samym początku za każdym razem gdy się budziłam i patrzyłam w lustro nie mogłam uwierzyć w to co widzę. Mam wrażenie, że moja twarz wygląda teraz zupełnie inaczej. Dodatkowo nie straszna im żadna pogoda i nie muszę się już zastanawiać czy tusz mi się nie skruszył czy nie rozmazał. Od kiedy przedłużam rzęsy zaczęłam także bardziej eksperymentować z makijażem oczu i stał się o wiele odważniejszy. Generalnie czuję się o wiele lepiej i tak też wyglądam.
Minusem będzie tu na pewno konieczność powtarzania zabiegu co 1,5-2 miesiące. Ja ostatnie uzupełnienie robiłam 13 sierpnia, a efekt nadal jest zadowalający i wypadło mi zaledwie kilka rzęs, bo staram się o nie dbać. Sam czas trwania zabiegu także może być uciążliwy dla niecierpliwców z tym, że uzupełnienia trwają już krócej - u mnie było to 1,5 godziny. Również ceny salonów, które oferują ten zabieg mogą odstraszać, bo czasem jest to nawet 200-300 zł. Mnie osobiście nie byłoby stać na taki wydatek w takich odstępach czasu, więc tym bardziej cieszę się, że trafiłam na Paulinę, która robi to o wiele taniej jako osoba prywatna a na pewno lepiej niż w większości salonów o których słyszałam.
Bardzo cieszę się, że zdecydowałam się na przedłużanie rzęs i sądzę, że szybko z nich nie zrezygnuję. Nie mam takiej potrzeby skoro widzę, że kondycja moich rzęs jak na razie nie ucierpiała w najmniejszym stopniu, a to była jedyna rzecz której się obawiałam :-)
Bardzo ładnie to wygląda! Sama zastanawiam się nad zaczęciem przedłużania rzęs. Bardzo mi się ten efekt podoba :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
DZIEWCZĘCO.PL
Bardzo dziękuję! :)
UsuńJa mam długie i gęste rzęski, w dodatku naturalnie podkręcone, w zasadzie rzęsy cud-sięgające do brwi...tylko, że jasne, jak moje naturalne włosy.
OdpowiedzUsuńStąd muszę je malować.
A ostatnio coraz mocniej się zastanawiam nad sztucznymi, może zaryzykuję...
Co myślisz?
Kochana, jeśli swoje masz długie i gęste to bez sensu przedłużać. Zrób sobie hennę po prostu i będą idealne! <3
OdpowiedzUsuńmasz przepiękny kolor włosów! ;) naturalne czy farbowane? Jeśli farbowane to można wiedzieć czym?
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo! Od trzech lat farbuję włosy indyjską henną Khadi. Mój blog jest w zasadzie poświęcony właśnie tematyce włosowej, więc odsyłam Cię do posta na ten temat - http://beautywildhair.blogspot.com/2015/03/wszystko-o-farbowaniu-wosow-henna.html
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :*