Swoją przygodę z włosomaniactwem zaczęłam w październiku 2013 roku i to wtedy po wizycie u fryzjera na której dowiedziałam się, że gdybym miała ściąć to, co zniszczone to długość moich włosów kończyłaby sie tuż za uchem (a włosy wyprostowane sięgały mi wtedy mniej więcej do łokci). Wtedy też postanowiłam, że będę systematycznie ścinała spalone włosy i zacznę o nie dbać oraz, że raz na zawsze pożegnam się z prostownicą.
Tydzień temu patrząc w kalendarz uznałam, że czas udać się na podcięcie końcówek (robię to raz na 2 miesiące). Zauważyłam, że moje włosy od jakiegoś czasu stały się bardzo suche na końcach a co najgorsze - znów ujrzałam porozdwajane końcówki chociaż byłam pewna, że minęło już tyle czasu, że pozbyłam się tej najbardziej zniszczonej części włosów. Niestety, kiedy usiadłam na fotelu i fryzjerka pokazała mi ilu centymetrów powinnam się jeszcze pozbyć załamałam się i zaczęłam poważnie zastanawiać co robię nie tak. Mimo to zgodziłam się, bo doskonale zdaje sobię sprawę z tego, że regularne podcinanie końcówek jest jednym z najważniejszych kroków w walce o zdrowe i co najważniejsze - długie włosy.
Dlaczego regularne podcinanie końcówek jest takie ważne?
Wiele z nas bagatelizuje tę sprawę i nie wie, że włosy powinno się podcinać przynajmniej raz na 2-3 miesiące aby utrzymać ich kondycję w dobrym stanie. W przeciwnym razie końcówki zaczynają się rozdwajać a długo nie podcinane pną zniszczenie w górę włosów przez co mogą się po pewnym czasie łamać nawet w połowie długości a wtedy zaczynamy zauważać, że na dole stają się jakby przerzedzone i nierówne. I tu właśnie pojawia się problem - mało, która z nas mając długie, ale ewidentnie zniszczone włosy potrafi zdecydować się na tak radykalną zmianę. Ja sama z własnego doświadczenia wiem jakie to trudne i trochę czasu zajęła mi zmiana toku myślenia na taki, że lepiej jest mieć krótkie, a mocne i lśniące włosy niż długie, które wyglądają jak stóg siana. I niestety bolesna prawda jest taka, że zniszczonych końców nic nie sklei i jedynym wyjściem są w takim wypadku nożyczki.
Moje włosy tuż przed wizytą u fryzjera:
Tutaj akurat fale uzyskane po warkoczu. Niestety nie mam innego zdjecia, które obrazowałoby ich ówczesną długość.
Po wyjściu od fryzjera:
Jak widać różnica w długości jest spora (przynajmniej dla mnie, bo walczę o każdy centymetr jak tylko mogę). Włosy zostały wyprostowane, następne z tyłu podcięte maszynką a z przodu nożyczkami. Jak widać na zdjęciu moje loki po kilku godzinach już zaczęły się buntować :D
Co zmieniłam?
Wychodząc od fryzjera dopadła mnie lekka demotywacja co do tego czy całe to dbanie o włosy - używanie olejków, masek, odżywek i wcierek ma jakikolwiek sens skoro długość moich włosów praktycznie się nie zmienia. Zaczęłam się zastanawiać nad tym dlaczego w ostatnim czasie stan moich włosów tak się pogorszył i stwierdziłam, że winne temu może być używanie ciagle tych samych produktów (włosy mogły sie uodpornić), lub po prostu zbyt rzadkie związywanie włosów - włosy do ramion są najbardziej podatne na wszelkie urazy mechaniczne. Postanowiłam zatem wrócić do produktów, które stosowałam na samym początku - odżywki Garnier z olejkiem awokado i masłem Karite oraz olejku Alterra z brzozą i pomarańczą o którym pisałam TUTAJ. Oba te produkty znakomicie się u mnie sprawdziły więc mam nadzieję, że i tym razem się nie zawiodę.
Przy okazji zakupu henny natknęłam się także na słynne już serum Biovax z witaminą A i E, które ma bardzo pochlebne opinie i które chciałam zakupić już dawno temu, ale nie było go w żadnej z miejscowych aptek więc teraz bez namysłu zdecydowałam się na jego zakup i mam nadzieję, że pomoże mi ono powstrzymać dalsze rozdwajanie się końcówek.
Podsumowując - według mnie zapuszczanie zniszczonych choć w najmniejszym stopniu włosów mija się z celem, więc jeśli po codziennym czesaniu włosów widzisz wokół siebie pełno odłamanych końcówek zastanów się nad tym czy nie warto jednak udać się do fryzjera i stopniowo dążyć do tego aby włosy były nie tylko długie, ale i zdrowe.
Pozdrawiam, Karolina
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz