STRONA GŁÓWNA   •    PORADY   •    PRODUKTY   •    MOJE WŁOSY   •    INNE
PRODUKTY |
PORADY |
MOJE WŁOSY |

Maść końska na porost i zagęszczenie włosów, czyli czego to włosomaniaczki nie wymyślą...

Hej, kochane! Witam Was pierwszym postem w tym roku. Długo przymierzałam się do jego napisania, bo temat jest nieco kontrowersyjny i nie byłam pewna czy jest godny uwagi i zostanie dobrze odebrany. Jednak efekty mówią same za siebie i po prostu muszę się z Wami podzielić sposobem na największy przyrost włosów jaki udało mi się osiągnąć od początku mojej przygody z włosomaniactwem. Sprawczynią całego tego zamieszania jest... maść końska powszechnie stosowana na bóle mięśni i stawów. Moje testowanie trwało dwa miesiące, w tym robiłam miesięczne przerwy na stosowanie innych wcierek, jednak żadna nie dała takich efektów jak ta ,,końska'' dawka ziół.



Skąd w ogóle tak szalony pomysł na wcieranie maści końskiej w skalp? Ponad rok temu natrafiłam na taki temat na forum wizaż i byłam w niezłym szoku gdy zaczęłam czytać ile dziewczyn odważyło się na taki eksperyment. Szybko uznałam, że to wariatki i w życiu nie odważyłabym się nakładać maści o takim przeznaczeniu na moją delikatną skórę głowy. Szybko zapomniałam o temacie jednak co jakiś natrafiłam na kolejne historie zadowolonych dziewczyn, którym udało się dzięki niej uzyskać nawet 5 cm przyrostu w miesiąc, a do tego mnóstwo baby hair'ów. Dodatkowo ta jedna konkretna i polecana przez dziewczyny maść marki Herbamedicus, którą można kupić nawet w Biedronce, nie powodowała żadnych skutków ubocznych. Coraz bardziej zagłębiałam się w temat i przyznam, że perspektywa tylu dodatkowych centymetrów była naprawdę kusząca jednak zdrowy rozsądek nadal brał górę. Przez długi czas stosowałam różne wcierki - zarówno sklepowe jak i te robione w domowym zaciszu (np. z kozieradki) jednak zaczęły wyczerpywać mi się pomysły i któregoś dnia postanowiłam, że zaryzykuję, a nawet jeśli maść się nie sprawdzi to będę jej używać na potreningowe bóle mięśni.

Ja osobiście postawiłam na wersję chłodzącą gdyż wyczytałam, że efekty są porównywalne do tej rozgrzewającej, a jakoś tą drugą mimo wszystko bałabym się nałożyć na głowę. Swoją maść udało mi się upolować w promocji za około 15 zł i myślę, że wystarczy mi spokojnie na jeszcze dwa kolejne miesiące intensywnej kuracji.

Po pierwsze i najważniejsze - próba uczuleniowa!


Przy stosowaniu produktu, który zawiera tak dużą ilość aktywnych składników (25 ziół!) wykonanie kilkukrotnej próby uczuleniowej jest niezbędne i bez tego nie powinnyśmy nawet pomyśleć o tym aby nałożyć ją bezpośrednio na skalp. Nigdy nie wiemy, czy któryś ze składników w maści nie wywoła u nas silnej reakcji alergicznej! Ja wykonałam łącznie 3 próby - pierwszą na zgięciu kolana i łokcia, drugą za uchem a trzecią na małym fragmencie skóry głowy. Po 24 godzinach nie wystąpiły żadne niepożądane reakcje, jak np. pieczenie i swędzenie czy zaczerwienienia. Czułam jedynie przyjemny chłodek i mrowienie, więc uznałam, że czas przejść do właściwego testowania.

Ile i jak nakładać maść na skalp?


Wyczytałam, że na początku najlepiej jest rozcieńczać maść z wodą, gdyż ułatwia to aplikację, a dodatkowo zmniejsza ryzyko podrażnienia oraz nie przyzwyczaja skalpu od razu do największej dawki. U mnie była to 1 łyżeczka maści na 4 łyżeczki wody, które mieszałam na zwykłym talerzyku a następnie nakładałam opuszkami palców na skalp jednocześnie robiąc przedziałki. Początkowo próbowałam nakładać maść pipetą lub za pomocą buteleczki z atomizerem jednak jej konsystencja jest tak gęsta, że szło to dosyć opornie i tradycyjne wcieranie okazało się tu najlepszym sposobem. 
Zawsze nakładałam maść na 30 minut przed każdym myciem (zwykle 3 razy w tygodniu), z czasem zwiększałam czas do godziny, a nawet dwóch i dodawałam coraz mniej wody . Bardzo zdziwiło mnie to, że mimo że maść końska zawiera dosyć wysoko w składzie alkohol, który ułatwia wnikanie aktywnych składników, to w żaden sposób nie podrażniło to mojego wrażliwego skalpu, w przeciwieństwie do wielu drogeryjnych wcierek. Wprost przeciwnie - moja skóra głowy już dawno nie była tak ukojona i nawilżona. Paradoksalnie okazało się więc, że coś co ma zupełnie inne zastosowanie zadziałało na moją skórę głowy o wiele lepiej niż produkty specjalnie do tego przeznaczone. Pokazuje to tylko, że nie zawsze trzeba koniecznie sugerować się tym, co jest napisane na opakowaniu, a raczej patrzeć przede wszystkim na skład.

Efekty po miesiącu stosowania


Widoczne efekty pojawiły się już po 2 tygodniach stosowania, bo odrost powoli zaczął się rzucać w oczy, jednak dopiero po miesiącu byłam naprawdę zdumiona, bo gdy go zmierzyłam wynosił 3,5 cm! Dla mnie to naprawdę sporo biorąc pod uwagę, że włosy od zawsze rosły mi baaardzo opornie. Dodatkowo efekty jakie zauważyłam to mnóstwo nowych małych przyjaciół - mowa tu oczywiście o baby hair, które aktualnie sterczą mi na czubku głowy jak małe antenki. Zauważyłam także zmniejszone przetłuszczanie i gdybym chciała mogłabym myć włosy dwa razy w tygodniu. Co do wypadania to u mnie ani się nie zmniejszyło ani nie wzmożyło, co akurat jest plusem, bo najbardziej bałam się tego, że włosy zaczną mi wypadać na potęgę. 

Na załączonych zdjęciach widać jaki odrost udało mi się wyhodować od 3 do 26 listopada oraz różnicę w długości:
























I jeszcze dwa zdjęcia - jedno w kręconych gdzie widać, że odrost jest minimalny, a na drugim osiągnął już poziom krytyczny i jeszcze w tym samym dniu ufarbowałam włosy:



Mimo mojego początkowo sceptycznego nastawienia okazało się, że najbardziej wydawać by się mogło absurdalne pomysły są najlepsze. Jestem zachwycona działaniem tej maści na moje włosy i na pewno będę co jakiś czas powtarzać kurację, bo powoli zbliżam się dzięki temu do osiągnięcia swojej wymarzonej długości. Być może osiągnięcie jej będzie moim jedynym pewnym do zrealizowania postanowieniem na ten nowy rok :D

Pozdrawiam, Karolina

8 komentarzy:

  1. Czekałam na ten post! Ostatni dzwonek przed studniówką, haha :* / Mierzwa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I tak masz takie długie, że zazdroszczę strasznie :( Ale mam nadzieję, że dzięki niej będą takie jak chcesz :*

      Usuń
  2. Kurczę, też kupiłam maść i nałożyłam ja ze dwa razy (bez rozcieńczenia), no i niestety zaczęły mi bardzo wypadać włosy :( Spróbuję raz jeszcze, może się uda.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie podobno źle jest od razu zaczynać od nierozcieńczonej, bo to naprawdę mocna dawka :(
      A jaką wersję zakupiłaś? :*

      Usuń
  3. O, idealnie, że trafiłam na Twojego bloga. Też kiedyś o tym czytałam, ale jednak się bałam tak jak i Ty. Ale wkrótce zaryzykuje i może i ja będę mogła się pochwalić efektami :)

    Pozdrawiam,
    http://w-pogoni-za-idealem.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi bardzo długo zajęło przekonanie się i żałuję, bo po żadnym innym specyfiku na porost nie urosły mi tak włosy. Może już teraz miałabym włosy do pasa gdybym się zdecydowała wtedy kiedy przeczytałam o tym pierwszy raz :D

      Usuń
  4. Mam takie pytanko trochę z innej beczki :) Nie orientujesz się może jak to wygląda kiedy odstawi się keratynowe prostowanie? Robię je od dwóch lat, a z natury mam trochę kręcone włosy, ale niesforne. Niektóre pasma (szczególnie te pod spodem) potrafiłam mieć skręcone jak twoje, inne zaś były prawie proste i puszące się. Wtedy mało interesowałam się włosomaniactwem, bo stwierdziłam że dla moich i tak nie ma ratunku. Gdybym wcześniej natrafiła na Twój blog lub podobne i dowiedziała się o olejowaniu to może to by im pomogło. Kiedy patrzę na twoje włosy to czasami mam ochotę wrócić do moich naturalnych i rozpocząć taką pielęgnacje jaką ty rozpoczęłaś kilka lat temu. Tylko strasznie się boje, że po prostowaniu moje włosy nie będą się tak kręciły jak kiedyś, a nawet jeśli zetnę je na krótko to boje się, że naprawdę nie da podkreślić się ich skrętu przez ich niesforną naturę. Dlatego chciałam spytać, czy znasz osoby, które odstawiły keratynowe prostowanie lub czy sądzisz że po odstawieniu jeśli rozpocznę olejowanie, to będą one jakoś sensownie wyglądały? Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem Ci szczerze, że sama jeszcze niedawno bardzo poważnie myślałam nad keratynowym prostowaniem i dużo czytałam na ten temat. Gdy jednak zapytałam fryzjerki to odradziła mi je, bo stwierdziła, że mam piękne loki i żebym wzięła pod uwagę, że jeśli już się zdecyduję to prawdopodobnie nigdy nie wrócę do takich włosów. Wygląda więc na to, że mogłoby być ciężko po odstawieniu żeby włosy znów się pięknie kręciły :( Możliwe, że odpowiednia pielęgnacja dla kręconowłosych i spore podcięcie wiele by zdziałały, ale radziłabym przedyskutować jeszcze wszystko z fryzjerką u której to prostowanie wykonujesz.

      Usuń

   
2016 © Bartosz Nowak (bassistee)